poniedziałek, 10 czerwca 2013

31. Mam dla Ciebie nowine, Skarbie...

Film mi się urwał...


Ocknąłem się rano tam gdzie "zasnąłem".
Podniosłem żyletkę z podłogi po czym ją złamałem i wyrzuciłem.
Poszedłem do pokoju gościnnego żeby zobaczyć jak Luke i Dominica się trzymają.
Kiedy uchyliłem po cichu drzwi i spojrzałem na łóżko to zobaczyłem cudowny widok.
Spali do siebie wtuleni.
Zamknąłem drzwi i zbiegłem na dół do kuchni.
Nikogo tam jeszcze nie było.
Spojrzałem na zegarek, który wisiał za mną na ścianie.
Była godzina 6:45, dopiero 6:45...
Stwierdziłem, że nie będę nikogo budził więc otworzyłem lodówkę, wyjąłem z niej sok, napiłem się go i odłożyłem.
Wchodząc po schodach usłyszałem jakiś dźwięk z pokoju mojego rodzeństwa.
Kiedy wszedłem do pokoju to Jazmyn i Jaxon już nie spali.
Wziąłem ich do siebie do pokoju żeby sami nie siedzieli.
Wiecie razem jest zawsze raźniej...
Wziąłem pare pluszaków żeby mieli czym się bawić.
Weszli do mnie na łóżko i patrzyli na mnie jak stoję po środku pokoju z zamyśloną miną.

-Dźaśtin, co się śtalo? - zapytała Jazmyn.
-Nic kwiatuszku, bawcie się - odpowiedziałem małej i posłałem ciepły uśmiech.

Jednak po ich minie można było zrozumieć, że mi nie wierzą w moje słowa.
Jaxon zszedł z łóżka i podbiegł do mnie.
Wziąłem go na ręcę, a On mnie przytulił.
Tak bardzo mocno jak nigdy dotąd. Nie wiedziałem o co mu może chodzić.

-Cio ź Emilką? - zapytała znowu siostra.
-U pana doktora jest i zdrowieje - odpowiedziałem mniej ciepłym tonem.
-A cio śie śtało? - zadała kolejne pytanie bawiąc się zabawkami.
-Nic takiego, katar i kaszel ma i musi wyzdrowieć żeby Was nie zaraziła - odpowiedziałem tym samym tonem.
-Nje źaraźiła by naś, bo My jom kochamy, wieś? - zapytała mnie moja księżniczka.
-Wiem Skarbie - odpowiedziałem i podszedłem do niej z Jaxonem i przytuliłem ją do siebie.

Kazałem im się spokojnie bawić i nie ruszać moich rzeczy, a ja zszedłem do kuchni żeby zrobić im coś do jedzenie. Przecież nie będę czekał aż mama wstanie (nie wiadomo o której) aż im zrobi śniadanie.
Otworzyłem lodówkę i zacząłem myśleć co te małe szkraby mogą chcieć zjeść.
Nie wiele myśląc sięgnąłem mleko, wlałem je do garnka i podpaliłem palnik.
Wyjąłem z szafki 3 miseczki i opakowanie płatek i wsypałem do każdej po połowie.
Po 5 minutach śniadanie było gotowe.
Zalałem płatki i poszedłem po rodzeństwo na górę.
Posadziłem ich w fotelikach i zajadali się co prawda banalnym, ale najwidoczniej dobrym śniadaniem.
Po zjedzonym śniadaniu zabrałem ich na górę do ich pokoju żeby ich przebrać (była już godzina 7:30 więc moja mama, jako że jest porannym ptaszkiem zaraz wstanie, musiałem to zrobić).
Jazmyn ubrałem w zieloną sukienkę i buciki a Jaxona tak jakbym ubierał swojego syna.
Założyłem mu rurki, dunki i luźna bluzkę.
Spojrzałem na niego "no to możesz rwać dziewczyny" - pomyślałem.
Schodząc z dzieciakami na dół złapała Nas moja mama i zapytała gdzie idziemy.
Bez namysłu co mam jej powiedzieć, odpowiedziałem że na dwór się przejść.
Kazałem im poczekać tu na mnie bo przecież w samych bokserkach nie mam zamiaru iść przez ulice.
Założyłem zwykły czarny T-shirt, zwykłe czarne rurki z paskiem (bo przecież bez to by mi z dupy spadały, ale i nawet z spadają) i czerwone trampki.
Nie chciałem się czuć jak jakaś gwiazda, jestem przecież normalny chłopakiem jak każdy inny.
Wziąłem Jazmyn i Jaxona za rekę i wyszliśmy na spacer.


*25 minut później*
-Dajcie mi już spokój! - krzyczałem do fotoreporterów, którzy mnie napastowali.
"Co z Emilką? Jak się teraz czujesz? Radzisz sobie sam, bez niej? Jak to jest kiedy wiesz, że możesz ją stracić w każdej chwili?" - takie pytania dało się usłyszeć z tłumu.
Nie mogłem dłużej słuchać tych nachalnych pytań i nie mogłem narażać rodzeństwa na jakiekolwiek niebezpieczeństwo.
Wziąłem Jaxona na ręcę, Jazmyn chwyciłem za rączkę i wyszedłem z tłumu paparazzi.
Niestety szli i robili mi zdjęcia przez dobre 10 minut, lecz po dłuższym chodzeniu za mną raczej im się to znudziło. Też by mi się znudziło, nie oszukujmy się.

-Dźaśtin. Chćiemy do Emilki. Moźiemy? - zapytała mnie siostra, a Jax tylko spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.
-No pewnie, że tak. - uśmiechnąłem się - ale nie wiem czy już wstała, jest jeszcze dość rano, a z tego co wiem to lubi sobie dłużej pospać - odpowiedziałem szkrabom.

Wyjąłem telefon, była już godzina 9:06.
Wybrałem numer Emilki i włączyłem na głośnomówiący.

-Justin, Skarbie stęskniłam się - usłyszeliśmy zaspany i słaby głos Emilki.
-Emilka! - krzyknęły dzieciaki.
-Jaxon, Jazmyn? Gdzie Justin? - zapytała.
-Siedzę obok nich, na spacerze jesteśmy. Dzieciaki mają do Ciebie pytanie - powiedziałem dziewczynie i kiwnąłem dzieciakom na znak.
-Bo My ścieliśmy do Ciebie psyjść. Pozwoliś nam śie odwiećić? - zapytał Jaxon błagalnym wręcz głosem.
-No jasne! Wiecie jaką ogromną radość mi sprawicie! Wpadajcie kiedy chcecie i o której chcecie Szkraby kochane! - odpowiedziała moja narzeczona wesołym głosem.
-A jak Ci się spało Kotuś? Wypoczęta? - zapytałem zmartwionym głosem.
-Dobrze, ale i tak mnie wszystko boli, skóra naciąga się z każdym ruchem co mnie bardzo boli. - powiedziała (było słychać, że z bólem w głosie) dziewczyna.
-Załatwię dzisiaj może coś z lekarzami i Ci dam znać. Nie chcę żebyś się zamartwiała o to czy tamto. Teraz tylko Ty jesteś najważniejsza i nikt inny! Pamiętaj! - przypomniałem.
-Pamiętam, pamiętam - potaknęła Emilka - to o której będziecie? - dokończyła.
-No za jakieś 15 minut bylibyśmy w domu, uszykowałbym dzieciaki, picie bym kupił, po jakimś pączku czy coś i byśmy się zwijali do Ciebie. - odpowiedziałem zadowolony.
-To świetnie czekam.
-Kocham Cię, wiesz? - zapytałem.
-Wiem i mam nadzieję, że zawsze tak będzie - odpowiedziała.
-Obiecuję - powiedziałem stanowczym głosem, a Emilka się rozłączyła.

Podniosłem się z ziemi, powiedziałem Jaxonowi i Jazmyn, że idziemy do domu, szykujemy się i jedziemy do Emilki. Byli taaaak bardzo uradowani jakby to do mnie jechali po dwurocznej nieobecności.
Tak jak powiedziałem Emilce, czyli za 15 minut byliśmy już w domu.
Mama pomogła mi przygotować dla dzieciaków coś do picia i jedzenia, bo na pewno na krótko tam nie pojedziemy. Wziąłem foteliki samochodowe i przymocowałem je do pasów, następnie poszedłem po rodzeństwo. Wsadziłem ich do fotelików i zapiąłem pasami.
Mama oczywiście zaczęła swoją przemowę, że mam uważać na siebie, Jaxona i Jazmyn.
Mama chyba nie wie o tym, że aż tak głupi nie jestem na jakiego wyglądam, no ale...

*30 minut później*

Dzieciaki wleciały pierwsze do szpitala i oczywiście narobiły hałasu.
Wbiegłem szybko, a recepcjonista spojrzała się na nas z ciepłym uśmiechem.
Przeprosiłem za hałas, który narobiły szkarby i poszliśmy na górę do Emilki.
Obydwoje wbiegli do sali z krzykiem.
Zacząłem ich uciszać, bo w końcu nie są tu sami.
Trza ich ogarniać czasem.
Podszedłem do Emilki i dałem jej buziaka w czoło.
Dzieciaki weszli już na łóżko i przytulali Emilkę.
Dziewczyna odwzajemniła ich uściski.

-Kotuś, ja idę pogadać z lekarzem, miej na nich oko - poprosiłem dziewczynę.

Wyszedłem z sali i poszedłem do lekarza, który opiekował się Emilką.
Nasza rozmowa nie była długa.
Kiedy wszedłem, od razu zapytałem jak można jej pomóc żeby nie było widać śladu po oparzeniach.
To dla Emilki na pewno ważne, wiem o tym...
Lekarz powiedział oczywiście, że jedyne co może pomóc to gruntownie nowa twarz.
Już na pewno nie będzie taka jak wcześniej, ale ważne, że nie będzie pamiętała o tym za każdym razem kiedy spojrzy w lustro.
Poprosiłem go o jak najszybsze działanie w tej sprawie.
Powiedział tylko, że w tym tygodniu już to będzie zrobione, bo wie jak to jest ważne dla jego pacjentki i dla mnie. W końcu to szczęście mojej ukochanej ♥
Kiedy wszedłem na salę, mój ryjek cieszył się nie zmiernie.

-Co się szczerzysz? - zapytała Emilka.
-Mam dla Ciebie nowinę, Skarbie ! - powiedziałem doraźnie.
-Co się stało? - zapytała zaciekawiona.
-Lekarz powiedział, że zrobią co w ich mocy żeby nie było widać śladu po oparzeniach, zrobią Ci gruntowną operację plastyczną i ani śladu po oparzeniach, tak mi powiedział doktor, cieszysz się?

Dziewczyna nic nie odpowiedziała, tylko zaczęła płakać.
Jazz i Jax przytulali ją cały czas.
Podszedłem do niej, uklęknąłem i zapytałem czy się cieszy.
Pokiwała tylko głową i powiedziała:

-Dziękuję, że jesteś ! ♥

_______________________________
Kicie ! ♥
31 rozdział ;3
dłuuugo czekaliście wiem, ale nie mogłem dodać,
dopóki nie zrobiono mi nowego tła :C
(Tak Oliwia, dziękuję Ci za tego speeda xdd)
Także skomentujcie, bo naprawdę nie wiem czy mam pisać czy nie ;c
10 komentarzy -----> nowy rozdział ;) ♥
także do roboty Mordki ;)
ja czekam ♥

poniedziałek, 6 maja 2013

30. Film mi sie urwal

Klęcząc tak przed Emilką, położyłem głowę na pościeli i zamknąłem oczy w oczekiwaniu na cud...


Moja ukochana położyła rękę na moich włosach i delikatnie je gładziła,
wiedziałem, że nie chcę żebym płakał, ale to było silniejsze ode mnie.
Moje emocje sterowały moim zachowaniem, nie mogłem się powstrzymać od łkania w prześcieradło.
Zadzwonił telefon, który przerwał moje rozczulanie.

-Halo?
-U Emilki w szpitalu - odpowiedziałem ciągle płacząc.
-Nieważne, to nie rozmowa na telefon...

I na tym zakończyła się moja rozmowa z mamą.
Nie chciałem z nią o tym rozmawiać przy Emilce, nie chciałem żeby ją to jeszcze bardziej bolało.
Usiadłem na łóżku i ponownie spojrzałem w twarz swojej ukochanej.
Zauważyłem, że po jej policzku spłynęła jedna, pojedyncza, samotna łza, która delikatnie wytarłem.

-Panie Bieber, proszę już się pożegnać, pacjentka jest wycieńczona - poprosił mnie lekarz, który przed chwilą wszedł na salę.
-Dobrze, już wychodzę - odpowiedziałem zasmucony.

Nachyliłem się ponownie nad twarzą Emilki i pocałowałem ją delikatnie w usta i obiecałem, że wszystko będzie dobrze.
W drodze do domu, zadzwonił do mnie Luke, który poprosił mnie żebym przyjechał tam gdzie go zostawiłem.
Po 20 minutach już tam byłem.
Czekał przy ulicy z jakąś dziewczyną, była ładna.
Miałem domysły, że to właśnie Dominica, dziewczyna Luka,
nie myliłem się, bo kiedy obydwoje wsiedli do samochodu, chłopak przedstawił mi swoją dziewczynę.
Ona wpadła w szał, zaczęła jej lecieć krew z nosa.
Odwróciłem się, zrobiłem dziwną minę i zapytałem się co jest,
bo jeszcze nie spotkałem się z czymś takim, w sensie, że na mój widok zaczęło komuś krwawić z nosa...

-Luke, a jej co? - zapytałem zdziwiony, ale nadal smutny.
-Nie nic, spoko. Doma tak ma jak się stresuję albo krępuje. - odpowiedział zażenowany.

Po jego odpowiedzi ruszyłem z piskiem opon pod dom...
jaki kurwa dom. Co ja mówię, nie ma żadnego domu.
Ale musiałem tam pojechać, do straży i policji która już tam pewnie czekała.
Kiedy podjechałem Luke był w szoku, nie wiedział co powiedzieć.
Spojrzał najpierw na Dominice a później na mnie.
Machnąłem tylko ręką. Wolałem to przemilczeć.
Podszedłem do funkcjonariuszy policji, a oni zaczęli mnie wypytywać o szczegóły.
Ale co ja miałem powiedzieć? tak naprawdę to gówno wiedziałem, bo to Emilka była w środku.
Kiedy policjant zapytał się mnie czy mieliśmy jakichś wrogów, to jedynie o kim pomyślałem to Ci odważni hejterzy, ale przecież oni nie byliby w stanie się do czegoś takiego posunąć...chyba.
Po skończonej rozmowie z policjantem, podszedłem do jednego ze strażaków i zapytałem się czy chociaż coś ocalało.
Całe górne piętro - usłyszałem.
Ulżyło mi trochę, tam są zdjęcia moje i Emilki.
Chociaż będę miał się na co patrzeć i do czego płakać.
Chciałbym żeby była już przy mnie, chcę się do niej przytulić, pocałować, poczuć bliskość jej ciała.
Tęsknie za nią,a widziałem się z nią niedawno.
Luke widząc, że stoję w bezruchu i jestem zamyślony, podszedł do mnie i zapytał co to wszystko ma znaczyć, co się stało, kto to zrobił.
Co miałem mu odpowiedzieć, to samo co policjantowi.

-Moje życie jest do bani. Próbuję mi zabrać wszystkich, których kocham. Myślałem, że będzie ono wyglądało inaczej. Myliłem się - odpowiedziałem.
-Co z Emilką?! Gdzie ona jest?! - zapytał podniesionym tonem.
-W szpitalu, poparzoną twarz ma i...- nie dokończyłem, nie chciałem żeby te słowa wyszły z moich ust.
-I co? co jest z dzieckiem? - dociekał chłopak.
-Dziecka? Dziecka nie ma... - odpowiedziałem i zacisnąłem pięść wraz z ustami i oczami.
-Justin...Nie możesz się załamywać. Wiem, że to dla Ciebie cholernie, ale czego Nas nauczyłeś? żeby się nie poddawać, żeby walczyć o swoje, wierzyć w to co się chcę. Tego Nas nauczyłeś, swoją rodzinę, Beliebers. Więc Stary trzymaj się tego i się nie załamuj bo będzie dobrze, jasne?! - pocieszył mnie i zapytał stanowczo.
-Dzięki chłopie, że jesteś. - podziękowałem i przytuliłem się do niego.
-Przecież wiesz, że zawsze będziemy. - dopowiedział i oddał ciepły uśmiech w moją stronę.

Nagle rozbrzmiał dzwonek mojego telefonu.
To kolejny telefon od mojej mamy.

-Mamo mogę dzisiaj u Ciebie spać z Lukiem? proszę, pomóż mi - zapytałem nie dając dojść jej do słowa.
-Kochanie co się stało? - zapytała przerażona Pattie.

Nie wytrzymałem i wybuchłem płaczem do słuchawki.

-Justin, dasz radę przyjechać? - zapytała zmartwiona.
-Tak...spróbuję - odpowiedziałem.

Wszedłem do spalonego domu.
Kiedy tam wszedłem coś we mnie pękło.
Znowu zacząłem ryczeć, patrząc na te wszystkie przypalone zdjęcia na ścianach.
Wszedłem ledwo na górę.
Tam było jeszcze gorzej. Co chwile były moje zdjęcia z Emilką.
Wpatrzyłem się w ziemię i ruszyłem przed siebie do pokoju po rzeczy.
Zabrałem wszystko co zostało: zdjęcia, ubrania i...i wspomnienia.
Po półtorej godziny wyszedłem i czekałem na Luka, który też się pakował.
Kiedy siedziałem tak w samochodzie z Dominicą, rozmawialiśmy o tym co się stało.
Dziewczyna się rozkleiła...podobnie jak ja.
Chłopak wchodząc do samochodu od razu zrobił posępną minę.
Przytulił Dominicę i dał jej buzi w czoło.
Tak samo robię Emilce na pocieszenie.
Włożyłem kluczyki do stacyjki, spojrzałem przed siebie i głośno westchnąłem.
Po około godzinie byliśmy już na miejscu.
W moim dawnym domu, gdzie przebyłem większość swojego dzieciństwa.
Byłem tak blisko osób, które mnie kochają, a zarazem tak daleko.
Nie znoszę takiego uczucia, czuję się...ehh, trudno to opisać.
Opowiedziałem mamie co się stało. Płakała razem ze mną, a Jazmyn i Jaxon przytulali się do mnie i mówili: "Nie płac bendzie dobzie".
Kocham ich tak cholernie!
Mama kazała mi się teraz nie przemęczać i iść już spać.
Posłuchałem jej bo...co innego miałbym zrobić, chcę już dzisiaj odpocząć od życia.
Poszedłem się umyć.
Napuściłem wody do wanny i rozebrałem się.
Woda była cholernie gorąca. Kocham taką.
Wtedy się relaksuje i odpływam.
Kiedy wszedłem, zanurzyłem się po samą szyję, zamknąłem oczy to moje myśli ulotniły się.
Czułem się taki wolny, było mi teraz tak dobrze.
Po godzinnej kąpieli wyszedłem i założyłem bokserki.
Usiadłem na łóżku, wziąłem telefon do ręki i napisałem smsa do Emilki.

"Skarbie wiedz, że mimo wszystko i tak Cię będę cholernie kochał.
Nie liczy się dla mnie Twój wygląd, ani nic innego, tylko to, że pokochałaś takiego człowieka jak ja. Kocham Cię cholernie <3"

Po wysłaniu sięgnąłem po słuchawki.
Założyłem je i puściłem pierwszą lepszą piosenkę z odtwarzacza.
Była nią ta piękna piosenka, która mnie kompletnie dobiła.
Otworzyłem szufladę w nadziei, że znajdę tam moją starą, dobrą przyjaciółke.
Nie myliłem się. Ciągle tam była.
Wziąłem ją do ręki. Była taka zimna i samotna.
Przyłożyłem ją do wewnętrznej strony przedramienia na żyły.
Odchyliłem głowę do tyłu i...puściłem żyletkę.
Nie mogłem tego zrobić, to jest dla słabych, a ja taki nie jestem.
Emilka nie chciałaby żebym to zrobił.
Cierpiałaby, a ja nie chcę żeby cierpiała.
Z bólem w związku jest jak z bumerangiem, 
jeżeli zadasz ból swojej partnerce, to ją to zaboli,
a jeżeli jej jest smutno, to Tobie również jest źle.
Tego się nie da uniknąć, jeżeli dwie osoby kochają się bezgranicznie.
Nagle poczułem jak zrobiło mi się duszno i gorąco.
Film mi się urwał...

______________________________

Mam nadzieję, że Wam się spodoba ten rozdział ;)
Co prawda ten jest bardzo refleksyjny, ale o to mi chodziło ;)
Trochę się wysiliłem nad nim, ale jakoś tak bardzo zadowolony z niego nie jestem,
bo wiem, że stać mnie na więcej ♥
Ale obiecałem, że niedługo dodam więc obietnicę dotrzymałem ;)
Liczę na szczere komentarze, które jak wiecie cholernie dużo dla mnie znaczą ♥
Kocham Was i dziękuję, że czytacie mojego bloga ♥

piątek, 26 kwietnia 2013

29.Co z nia ?!

Wbiegłem jeszcze tylko po dokumenty od samochodu, powiedziałem Emilce o co chodzi i pojechaliśmy ratować związek Boy Beliebera....


W drodze do domu jego dziewczyny, Luke opowiedział mi jak to się zaczęło z ich związkiem.
Powiem Wam, że jak tak Go słuchałem to chłopak nie miał łatwo żeby podbić jej serce i w nim zamieszkać. Nie miał tak łatwo jak ja w przypadku Emilki.
Ona kochała mnie od samego początku, a teraz kocha jeszcze bardziej niż wcześniej.
Po około 45-minutowej podróży byliśmy na miejscu.
Wyszedłem razem z Lukiem z samochodu życząc mu powodzenia.
Bez paparazzo oczywiście się nie obeszło.
Ich gromada stała wokół mnie nie dając mi miejsca na przejście więc odepchnąłem jednego z nich i wskoczyłem szybko za kółko samochodu i odjechałem.
W drodze powrotnej puściłem na full'a 'Rack City' Tyga.
Rapowałem razem z nim, lubię go jako wykonawcę i osobę.
Wiecie co? 
Jestem z siebie dumny, że mogłem pomóc jednemu ze swoich fanów osobiście.
Czuje się tak...tak...nie wiem jak to opisać.
To takie jakieś uczucie wyższe.
Ale dobrze się z tym czuję, nie powiem, że nie.
Kiedy byłem blisko domu, zauważyłem, że w powietrzu unosi się ciemny dym.
Na początku spanikowałem i przyspieszyłem.
Kiedy wszedłem w zakręt zauważyłem, że obłoki i ogień wydostają się z okien mojego domu!
Podjechałem natychmiast pod dom i wybiegłem z niego!
Wbiegłem do środka i zacząłem wołać Emilke, ale bez żadnego odzewu!
Wbiegłem do kuchni, nie było jej tam.
Łazienka, nie ma.
Górne piętro, nie ma.
Druga łazienka, nie ma.
Garderoba, nie ma.
Jednak kiedy wbiegłem do naszego pokoju gdzie śpimy zobaczyłem, że moja ukochana leży na środku podłogi i nie daje oznak życia.
Przestraszyłem się o jej życie i Naszego maleństwa, które nosi pod swoim serduszkiem!
Moja astma zaczęła dawać mi się we znaki więc zdjąłem koszulkę i zawiązałem sobie wkoło ust i nosa.
Następnie zerwałem kawałek materiału z bluzki Emilki i zakryłem jej drogi oddechowe.
Wziąłem ją na ręce i natychmiast wybiegłem przed dom.
Natychmiast zadzwoniłem po pogotowie.
Miałem gdzieś, że cały dom może zaraz spłonąć!
Dla mnie ważniejsze jest życie moich Księżniczek!!!
Po telefonie na numer ratunkowy rozpocząłem resuscytację Emilki.
Ale na marne, nawet nie drgnęła.
Po niedługim czasie karetka była już na miejscu.
Kiedy zabierano moją narzeczoną na pogotowie, zadzwoniłem na straż pożarną i powiadomiłem ich gdzie jest pożar, a ja sam wsiadłem z ratownikami do karetki i pojechaliśmy do szpitala.
W szpitalu od razu gdzieś ją zabrali, a ja nie wiedziałem gdzie, co doprowadzało mnie do większej paniki!
Zadzwoniłem do mamy i powiedziałem jej co się stało.
Chciała przyjechać, ale nie chciałem żeby się jeszcze martwiła czy coś.
Wiecie jakie są niektóre mamy.
Kazała mi się nie przejmować, że obydwoje z tego wyjdą.
Łatwo powiedzieć, kiedy się kogoś kocha na zabój, a czas się jeszcze dłuży.
Po 30 minutach zauważyłem jak lekarze jadą z Emilką.
Podbiegłem i zapytałem prawie krzycząc:

-Co z nią ?!
-Pan jest rodziną dla tej dziewczyny? - zapytał lekarz.
-TAK!! to jest moja narzeczona ! - odkrzyknąłem.
-Dobrze, ale niech pan się uspokoi i najlepiej usiądzie. - poradził mi doktor.

Usiedliśmy na krzesłach i zapytałem ponownie:

-Co z nią?
-Pacjentka była w ciąży, prawda? - zapytał.
-Tak...co się stało? - odpowiedziałem pytająco.
-Dziecko jest martwe, musieliśmy usunąć płód.
-Że co?! - krzyknąłem, a łzy same zaczęły spływać mi po policzkach.
-Proszę się uspokoić panie Bieber.

Moje życie...moje życie runęło w gruzach.
Nie mogę, nie chcę jeszcze stracić Emilki.
Bez niej nie ma mnie.
Zabiłbym się, nie wytrzymałbym bez niej.

-Mogę ją teraz zobaczyć ? - zapytałem.
-Może pan, ale proszę nie na długo. Pacjentka jest strasznie osłabiona. Zaczadziła się strasznie dwutlenkiem węgla więc musi zostać jeszcze przez około tydzień na obserwacji, tym bardziej, że usunęliśmy płód - poinformował mnie lekarz.
-Dobrze, dziękuję - odpowiedział i wstałem zapłakany.

Kiedy szedłem w stronę sali gdzie leżała moja Mała, moje myśli się biły.
Nie wiedziałem co myśleć, nie wiedziałem czy wie o dziecku.
Bałem się jak na to zareaguje.
Obydwoje byliśmy przygotowani na to, że dziecko się urodzi, że wszystko będzie dobrze.
Kiedy zobaczyłem poparzoną Emilkę, poczułem się tak jakby moje serce przekuła włócznia grubości pięści.
Moja Mała była strasznie poparzona, nie podobna do siebie.
Podszedłem do niej, uklęknąłem, wziąłem za rękę i pocałowałem w nią.
Spojrzałem jej prosto w oczy, które miała lekko otwarte.
Kolejna łza spłynęła mi po policzku.
Emilka otworzyła lekko buzie i coś powiedziała, ale położyłem jej palca na ustach żeby nic nie mówiła.
Pocałowałem ją w usta i rozpłakałem się jeszcze bardziej.
Emilka położyła rękę na swoim brzuchu i pogłaskała go.
Nagle jej oczy zrobiły się duże jak pięciozłotówki.
Ja tylko pocałowałem ją w rękę, którą miała na brzuchu i pokiwałem głową na tak, po czym znowu się rozpłakałem jak małe dziecko, któremu zabrano zabawkę.
Klęcząc tak przed Emilką, położyłem głowę na pościeli i zamknąłem oczy w oczekiwaniu na cud...

_____________________________
No to jest i 29 rozdział <3
Postaram się teraz pisać jakoś częściej w ramach rekompensaty za tą przerwę ;)
Mam nadzieję, że Wam się podoba ;)
A co do opowiadania to zdradzę Wam, że życie, a raczej wygląd Emilki nieco się zmieni ;)
Ale nie martwcie się, na pewno nikogo nie uśmiercę...znaczy, na razie nikogo xD
Także komentujcie !
Liczę na komentarze płynące prosto z serduszka ♥
Kocham Was ♥

czwartek, 25 kwietnia 2013

28. Emilka. Tylko nie placz...

-Kto to był?! - wywrzeszczałam chłopakowi w twarz.

-Emilka, spokojnie .... to moja znajoma, pomagał mi tylko - zaczął się tłumaczyć.
-Ciekawa jestem w czym. Bardzo, naprawdę. Bardzo... - oczekiwałam odpowiedzi
-Kotku, dowiesz się w swoim czasie, obiecuję Ci. - powiedział i złapał mnie za rękę, ale wyrwałam mu ją...

Byłam na niego zła, że nie chciał mi powiedzieć kto to jest.
Podbiegł do Nas Luke i mnie przytulił bo słyszał, że powoli zaczynam płakać.
Chłopak spojrzał na Justina z niedowierzaniem, po czym wyszliśmy z centrum i wróciliśmy do domu.
Wbiegłam od razu do sypialni, sięgnęłam po walizkę i zaczęłam pakować do niej swoje ubrania.
Luke wszedł do pokoju i zapytał ze zdziwieniem co robię.
Odpowiedziałam mu w nerwach, że wyprowadzam się do z powrotem do rodziców.
Nie mam zamiaru mieszkać z kimś kto omija prawdę szerokim łukiem.

-Jesteś pewna Emilka ? To go zaboli, wiesz o tym dobrze - powiedział chłopak.
-A mnie nie boli to, że mi prawdy nie mówi co? No tak, zapomniałam...NIE MAM UCZUĆ !

Belieber Boy podszedł do mnie i ukucnął obok.
Położył rękę na ciuchy, które były w walizce i spojrzał na mnie.

-Daj mu szanse. On Cię Kocha - powiedział stanowczo.
-Którą z kolei? - zapytałam.
-Ostatnią. Emilka proszę Cię o to tym razem ja, nie Justin. Zrób to dla mnie - poprosił.
-Ehh - westchnęłam - ale ostatnią, więcej nie będzie...

Chłopak przytulił się do mnie i mi podziękował.
Wiem, że zrobił to dla Niego bo chcę żeby Justin był szczęśliwy.
W końcu On jest dla Luke'a najważniejszy. 
Wypakowałam ubrania z walizki, odrzucając na bok rzeczy, w które się przebiorę.
Kiedy to zrobiłam, zeszłam do salonu i włączyłam telewizor.
We wiadomościach nic ciekawego, oprócz tego, że co chwile jakaś afera w kraju.

                                                          ***15 minut później***

Do domu wszedł Justin z bukietem róż.
Podszedł do mnie, wręczył mi kwiaty i pocałował w usta.
Nie mogłam się oprzeć Jego delikatnym i słodkim ustom.
Odwzajemniłam ten gest.
Chłopak stanął przede mną i zrobił poważną minę.

-Emilka. Tylko nie płacz - poprosił chłopak.

On uklęknął przede mną i zapytał.

-Kotku wyjdziesz za mnie ? Chcę spędzić z Tobą resztę swojego życia ! Nie wyobrażam sobie go bez Ciebie !

Zamurowało, zatkało mnie !
Nie mogłam złapać oddechu i wydusić z siebie "tak".
Pokiwałam głową, że się zgadzam, złapałam Justina za rękę żeby wstał i rzuciłam się na niego.
Zaczęłam piszczeć ze szczęścia ! Nie dowierzałam, że to wszystko się tak szybko dzieje ! 
Chłopak wyjął z pudełka pierścionek, który był przepiękny !
Założył mi na palca po czym wpiłam się w Jego usta.
To była zdecydowanie najlepsza chwila w moim życiu !
Całowaliśmy się przez naprawdę dłuuugą chwile.
W tle było słychać płacz Luka, który najwyraźniej się cieszył Naszym szczęściem.
Nagle Justin przestał mnie całować, spojrzał mi w oczy i powiedział cicho "Kocham Cię"
Rozpłakałam się jak małe dziecko.
Z kolejnymi chwilami nie dowierzałam, jak szybko mogą się potoczyć losy zwykłej dziewczyny(czyt. mnie)

-Misiu, jesteś tego pewien? Chcesz być z taką jędzą do końca życia? - zapytałam.

-Jaką jędzą? Jesteś moją Księżniczką Skarbie, przecież wiesz! - odpowiedział, uśmiechając się.
-Kocham Cie - powiedziałam i przytuliłam się ponownie do chłopaka.

Tę romantyczną chwilę przerwał mój dzwoniący telefon.

Kiedy spojrzałam na telefon, widniał tam numer mojej mamy.

-Halo? zapytałam ciągle płacząc.

-Emilka?! Coś się stało? - odpowiedziała mi pytaniem.
-Nie nic, opowiem Ci jak przyjedziecie.
-No właśnie ja w tej sprawie. Bo My już na miejscu jesteśmy, a zaraz do dziadków będziemy jechali.
-Ale mnie w domu nie ma mamo...
-A czy ja powiedziałam, że jadę do Ciebie? Do Ciebie to tak przy okazji - powiedziała lekko śmiejąc się.
-Jasne jasne. A jak mnie zobaczysz to mnie udusisz z tęsknoty, zresztą ja Was pewnie też.
-Kochanie, kto to? - wtrącił się Justin.
Ja tylko poruszałam ustami "mama".
-Milko, kto to ? - zapytała zaciekawiona mamo.
-Taki jeden chłopak, który ma narzeczoną szczęściarę. Poznacie jak przyjadę z nim.
-Że kogo?! - wykrzyczała mama mi do słuchawki.
-Porozmawiamy jak się spotkamy. Pa. Kocham Was! - powiedziałam i zakończyłam szybko rozmowę.

-Co chciała? - zapytał mnie mój ukochany.

-Dzwoniła żeby mi powiedzieć, że zaraz do dziadków będą jechali i chcą się ze mną...z Nami spotkać - dokończyłam po chwili zastanowienia.
-Nas? Emilka wstydzę się trochę - powiedział chłopak spuszczając głowę.
-Misiu. Ty się czegoś wstydzisz? - zapytałam ze zdziwieniem, podchodząc do niego.
-Widać nie znasz mnie dobrze. Wstydzę się czegoś jak każdy inny człowiek - odpowiedział.
-Moja mama nie gryzie, pokocha Cię od razu tak samo jak ja pokochałam parenaście lat temu. Gorzej z tatą - powiedziałam i skrzywiłam minę.
-No a ja się właśnie bardziej boję Twojej mamy niż taty - odpowiedział uśmiechając się kątem ust.
-Ale naprawdę nie masz się czego bać, będę się z nimi kłóciła jak coś nie będzie im pasowało - powiedziałam i pocałowałam go w usta.

Usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwiami.

Obydwoje spojrzeliśmy na wejście, nikogo tam nie było.
Justin wyjrzał za okno, gdzie zobaczył biegnącego Luka.
-Poczekaj Skarbie, pobiegnę za nim - powiedział chłopak i wybiegł z domu.
Ja stałam w oknie i przyglądałam się całej tej sytuacji...

                        ***oczami Justina***


Kiedy dobiegłem do chłopaka i szarpnąłem go za rękę, Luke odwrócił się ze wściekłą miną i spojrzał na mnie.

-Stary, co Ci jest? - zapytałem z zaciekawieniem.
-Nic - odpowiedział sucho.
-Przecież ślepy nie jestem, widzę, że coś jest nie tak.
Nagle mina chłopaka złagodniała.
-Bo...bo ja jestem jednym, wielkim nieudacznikiem. Nic mi się nie udaję. Dlaczego nie mogę być chociaż w jakiejś milionowej części taki jak Ty? Dlaczego się pytam?! - odpowiedział mi na pytanie.
-O co chodzi? Powiedz, spróbuję Ci pomóc - zaproponowałem.
Luke usiadł na krawężniku, a ja zaraz obok niego.
-Nie wiem czy wiesz, mam dziewczynę, którą bardzo kocham, ale czuję, że Nasz związek się rozpada. A dobija mnie jeszcze to bardziej, jak widzę jak bardziej Wam się układa. Owszem cieszę się, ale po prostu czuję się cholernie bezradnie nie mogąc niczego zrobić żeby podbudować mój związek. Nawet nie mogę pojechać do niej bo nie mam prawa jazdy, nawet tego zasranego samochodu nie mam. Jestem beznadziejny. - wytłumaczył mi blondyn.
-Nie mów tak, nie jesteś beznadziejny. Jesteś cudowny, co na pewno potwierdziłaby Twoja dziewczyna gdyby tu była. To nie Twoja wina, że musiałeś wyjechać, tylko Twoich rodziców. Nie możesz się obwiniać za każdy błąd innych ludzi. Oni sobie muszą sami z tym radzić. A w sprawię podbudowania Twojego związku, to Ci pomogę. - spojrzałem na chłopaka i sięgnąłem kluczyki od auta z kieszeni. -Chodź Luke - dopowiedziałem, wstałem i spojrzałem na chłopaka.
-Gdzie? - zapytał.
-Słuchaj, kochasz ją?
-Tak ! ! !
-Chcesz z nią być do końca swoich dni?
-Tak ! !
-Rozkochać?
-Taaak ! !
-To bracie bracie daj jej trochę ciepła i juuuż. One lecą na takie bajery! Wstawaj a nie myślisz o bóg wie czym. - powiedziałem i szarpnąłem chłopaka za koszulkę żeby wstał.
-Hahaha, wiesz jak bardzo Cię kocham ?! - wstał energicznie i przytulił się do mnie.
-Zawiozę Cię do niej, ale będę musiał wracać bo jadę z Emilką do dziadków, bo jej rodzice przyjeżdzają. Masz tu mój numer, jak wszystko będzie już okej, to zadzwoń to przyjadę - powiedziałem.

Wbiegłem jeszcze tylko po dokumenty od samochodu, powiedziałem Emilce o co chodzi i pojechaliśmy ratować związek Boy Beliebera....


_________________________________________

Fuck yeaaach ! jest i 28 !
ale kuźna coś mi tu nie pasuje :/
a no tak! strasznie długo zwlekałem z dodawaniem NN, ale nie chciałem dodać jakiegoś totalnego chłamu,
o ile to już nie jest chłam ;)
Ale tak po krótce mówiąc, mój Wen gdzieś uciekł i wróciła tylko jego cześć ;c
zastanawiam się gdzie się szwęda druga połowa ;>
Także tego...PRZEPRASZAM WAS JESZCZE RAZ BAAARDZO, PROSZĘ O WYBACZENIE I OBIECUJĘ POPRAWĘ ! ! ! ♥
Mam nadzieję, że Wam się spodoba i chociaż z 10 komentarzy będzie ;)
Kocham Was ! ; )