sobota, 22 grudnia 2012

25. Stała przede mną taka niewinna...

Położyłem się na kolanach dziewczyny, zamknąłem oczy i po chwili zasnąłem....


Kiedy się obudziłem, Emilka powiedziała mi żebym się troszkę ogarnął bo zaraz będziemy na miejscu.
Więc to zrobiłem, założyłem buty i bluzę (ja to pamiętam, że ją miałem na sobie jak się kładłem), poprawiłem włosy i rozciągnąłem się.
Emilka na mnie spojrzała, ale ja uciekałem oczami żeby tylko się nie spotkały...
Wstydziłem się jej. Była naprawdę śliczna, a ja mam słabość do takich dziewczyn...
Jakieś 10 minut później byliśmy już na miejscu...
Jak wysiadłem z samochodu to moim oczom ukazał się przeogroomny dom ! Dom ? Co ja mówię ! To była willa ! znaczy, ja nigdy nie widziałem takiego wielkiego domu więc dla mnie to willa (:P)
Wyglądał on tak:
Był na prawdę ładny, bardzo mi się podobał. Justin jak na chłopaka to miał spoko gust...
Scooter sięgnął z bagażnika moją walizkę i mi ją podał przy czym powiedział Emilce, że On wraca do Justina...
Piękna kazała mu Go ucałować od Niej, ale Scooter powiedział, że sama to zrobi jak jutro przyjedzie...
Emilka złapała mnie za rękę prowadziła mnie do domu...
W środku był przystrojony dość skromnie jak na taki wygląd zewnętrzny.

-Chodź. Pokaże Ci gdzie będziesz spał - powiedziała Emilka wchodząc na górę po schodach...

Kiedy weszliśmy do pokoju gdzie od dziś będę mieszkał na pierwszy rzut oka rzucił mi się kolor pokoju...
był On pistacjowo-szary. W środku były...a co ja Wam będę opisywać...macie zdjęcie :
Pokój też mi się bardzo spodobał...
Na zdjęciu nie widać ale po lewej stronię (patrząc na zdjęcie) jest łazienka, która była wieeelka :
Kiedy Emilka skończyła mi pokazywać co gdzie i jak, kazała mi się rozgościć i rozpakować, a Ona poszła do pokoju gdzie spała z Justinem...
Zacząłem wyjmować ciuchy z walizki, a wspomnienia, te złe wspomnienia zaczęły wracać...
Łza zakręciła mi się w oku, ale szybko się uspokoiłem. Nie mogłem się przez wieczność mazać jak jakieś dziecko trzyletnie !

-Chcesz coś do jedzenia ? - wpadła do pokoju Emilka i przerwała mi w moim monologu...
-Nie, dzięki. Nie jestem głody - odpowiedziałem.
-Na pewno ? bo robię lasagne, to zrobiłabym więcej - próbowała mnie zmusić do jedzenia.
-Na pewno, na pewno. Nie jestem głody....

Serio, nie jestem głody...w ogóle to ja bardzo mało jem...ważne około 60kg przy wzroście 1,75m, to i tak jak dla mnie za dużo...chciałbym mieć wyrzeźbiony brzuch dlatego też ćwiczę, może trochę schudnę to wtedy będzie to widać ;)
Moje rozmyślanie przerwał dzwoniący telefon...
Wstałem i sięgnąłem go z bluzy, dzwoniła do mnie Dominica, moja dziewczyna...

-No hej Skarbie, co tam ? - zapytałem spokojny.
-Luke, gdzie jesteś ? bo byłam u Ciebie, ale rodzice powiedzieli, że się wyprowadziłeś... - powiedziała z lekkim zdenerwowaniem w głosie...
-Tak, wyprowadziłem...w Kanadzie u... - tu skończyłem to zdanie bo i tak by nie uwierzyła...
-W Kanadzie ?! u kogo ? a pomyślałeś co będzie z Nami ? - zapytała, ale tym razem smutna...
-U kolegii...Domi nie denerwuj się, za parę dni wrócę. Będzie dobrze, zobaczysz ! obiecuję Ci to ! 
-Zobaczymy...Ale ten...nie zdradzaj mnie tam okej ? - zapytała śmiejąc się cicho pod nosem...
-A czy ja bym Cię kiedyś Kotku zdradził ? 
-Nieee - odpowiedziała.
-No właśnie. To po co się pytasz - powiedziałem i cmoknąłem w słuchawkę.
-Dobra, ja muszę kończyć. Kocham Cię ! pamiętaj ! Paa - pożegnała się ze mną...
-Ja Ciebie bardziej ! Paa. Kocham ! - odpowiedziałem i się rozłączyłem.

Podniosłem głowę, a w drzwiach stała Emilka...

-Więc masz dziewczynę... - zaczęła - dlaczego mi o tym nie powiedziałeś ?! - krzyknęła i rzuciła mnie na łóżko - opowiadaj - dokończyła...
-No nie mówiłem, bo pewnie, a nieważne...No to ten...ma na imię Dominica, ma też 16 lat...
-A ile jesteście ze sobą ? jak ją poznałeś ? no mów mi tu - dopytywała mnie dziewczyna...
-No za dwa miesiące czyli 24 sierpnia minie dokładnie rok...a poznałem ją dość przypadkowo...Byłem z kumplami w centrum handlowym, tak żeby sobie pochodzić...No i po jakiś dwóch godzinach szwędania się po sklepach zderzyłem się z Nią...dosłownie...wychodziliśmy ze sklepu, jak dobrze pamiętam to z Reeboka...zagapiłem się na stoisko z full capami i wpadłem na Nią...z ręki wypadła jej torebka. Chciałem podnieść jej torebkę z ziemi, ale obydwoje się schyliliśmy w tym samym momencie i zderzyliśmy się głowami...zaczęliśmy się śmiać z siebie. No ale przechodząc do głównego wątku to ja w końcu podniosłem Jej tą torebke, poprosiłem Ją o numer. No i zaczęliśmy się spotykać, poznawać i zakochiwać w sobie z dnia na dzień...Nie potrafiliśmy bez siebie wytrzymać dnia. Albo pisaliśmy smsy, dzwoniliśmy do siebie albo się spotykaliśmy...No i tak jakoś wyszło, że jesteśmy już ze sobą rok. A tak ogółem to znamy się już 2 lata...
Taka spontaniczna miłość bym powiedział - skończyłem i odsapnąłem...
-Awwww ... słodcy jesteście ! życzę szczęścia - powiedziała, łapiąc mnie za rękę i wychodząc z pokoju...

Zbliżała się już godzina 10 wieczorem...skończyliśmy jeść z Emilką kolacje, która zrobiliśmy. Wyszła Nam nawet, nawet...

-Luke, chcesz wejść na neta to tam na stole leży laptop to weź sobie... - pozwoliła mi dziewczyna...
-Mogę ? - zapytałem zdziwiony...bo, znamy się niecałe 48 godzin, a czuję się jakbyśmy znali się wieczność.
-No jasne, możesz korzystać z niego i z komputera w pokoju kiedy chcesz - odpowiedziała mi Emila..

Pomogłem Jej sprzątnąć po kolacji. Umyłem naczynia za Nią. Nie chciałem być aż takim ciężarem dla Nich...
Kiedy to zrobiłem, wziąłem laptopa, usiadłem na sofie i zacząłem szperać bo necie...
Wszedłem na Facebooka, Twittera...nic ciekawego się nie działo przez ten czas, przez który mnie tam nie było...

-Luuuke !! nie obraź się, ale mógłbyś mi przynieść koszulę nocną od Justina z sypialni ?! - usłyszałem głos Emilki z łazienki...
-Spooko ! ale jak wygląda ?! - odkrzyknąłem.
-Taka biało-czerwona ! gdzieś w komodzie powinna być ! - odpowiedziała mi dziewczyna...

Wszedłem do sypialni, która była niedaleko salonu gdzie skąd właśnie przyszedłem.
Po około 5 minutach znalazłem to o co prosiła mnie koleżanka...

-Masz ! - powiedziałem, uchylając drzwi od łazienki i wkładając tam rękę z piżamą...
-Wchodź, nie wstydź się... - powiedziała Emilka...

Zrobiłem jak kazała...wszedłem do środka. Dziewczyna była owinięta w sam ręcznik...
Stała przede mną taka niewinna...
Rzuciłem Jej szybko koszulę i wyszedłem natychmiast z łazienki...
Zrobiło mi się strasznie gorąco...pewnie dlatego, że nigdy nie widziałem prawie nagiej dziewczyny...
No i ten...pewnie dobrze się domyślacie...
Jestem prawiczkiem ! 

__________________________________
No jest i ten 25 rozdział moi drodzy ! ;)
Nie chciało mi się czekać do tych 15 komentarzy,
kiedy naszła mnie wena, to po prostu musiałem coś napisać !
Wiem, że nie chce Wam się pisać komentarzy,
ale byłoby mi niezmiernie miło jakbyście napisali chociaż
"czekam na kolejne NN" czy coś...
Wasze komentarze są dla mnie cholernie ważne ! !
Kocham Was i do następnego ! ; **

środa, 19 grudnia 2012

24.Miałeś tu już nigdy nie wracać, zapomniałeś ? !

Chłopak spojrzał się na mnie i powiedział...


-No spoko, ale co na to Nasz nowy kolega, Luke ? - po czym spojrzał na zamyślonego chłopaka...
Luke podniósł głowę. Dało się zauważyć łzy w Jego oczach. Spojrzał na Justina i otworzył usta.
Najwyraźniej nie wiedział co ma odpowiedzieć.

-Luke ? żyjesz ? - powiedział Juss i pomachał chłopakowi dłonią przed oczami.
-Tak ! Tak ! - krzyczał ze szczęścia - ale co na to moi rodzice ? - zapytał, ale tym razem smutny.
-Zadzwoń do nich, albo napisz. Jak ich będziesz interesował to coś zrobią, ale na razie jesteś Nasz - powiedziałam z uśmiechem ; )
-Jak zadzwonię to będą nie odbierać albo odrzucać, a jak napiszę smsa to nie odpiszą - odrzekł zdołowany chłopak.
-Ale zawsze można spróbować nie ? - powiedział do Luka Justin
-No można. Never Say Never, prawda ? - powiedział chłopak uśmiechając się ukradkiem.

Luke wstał i wyszedł z sali mówiąc Nam, że idzie się skontaktować z rodzicami...
Kiedy wyszedł, Scott spojrzał się na Justina i na mnie dziwnym wzrokiem.

-Wy jesteście tego pewni ? - zapytał Nas
-Tak, na pewno - odpowiedzieliśmy razem
-Justin jesteś pełnoletni, a On nie. Wiesz, że możesz mieć przez to problemy ? 
-Scotter, wiem co robię. Nic nie będzie - powiedział chłopak pewny siebie.
-Dobra, ale pamiętaj, że Cię ostrzegałem - powiedział ze strachem do Justina

Po 10 minutach ciszy do pokoju wszedł przygnębiony Luke...
-I co ? - zapytałam ciekawa.
-I nic. Jak zawsze mają mnie w dupie. Nigdy ich nie interesowałem i pewnie tak już zostanie. - odpowiedział mi z obojętnością w głosie.
-Nie martw się. Kiedyś sobie o Tobie przypomną - pocieszyłam chłopaka i Go przytuliłam.
-Mam nadzieję. Brakuję mi ich.
-Każdemu by brakowało, ale musimy sobie radzić. Niedługo będziemy dorośli i trzeba wziąć życie za rogi i pokazać mu, że tak łatwo się nie poddamy - powiedziałam do Luka
-Dzięki - powiedział chłopak próbując się szczerze uśmiechnąć.
-Ej, ej ! Nie smutamy mój drogi ! Będzie dobrze, słyszysz ? 
-Tak...nie, nie będzie - odpowiedział zrezygnowany.
-Justin weź coś zrób, bo aż mi się smutno robi - powiedziałam i ja zrezygnowana.
-Luke. Siadaj - powiedział Juss pokazując miejsce w nogach na łóżku.
-Posłuchaj mnie. Mimo, że Twoi rodzice tak postąpili to i tak Cię kochają najbardziej na świecie bo jesteś ich dzieckiem. To Twoja mama nosiła Cię 9 miesięcy pod sercem. To Ona wstawała do Ciebie w nocy kiedy chciało Ci się pić, kiedy musiała Cię przewinąć. A Twój tata, na pewno nie zapomnisz z nim spędzonych chwil, bo pewnie to były najpiękniejsze chwilę w Jego i Twoim życiu. Więc nie próbuj Nam wmówić, że Cię nie kochają, bo to nieprawda. Kochają Cię ! ale to była ich chwila słabości, w której po prostu nie wytrzymali i wybuchli. To nie tylko tak było u Ciebie. Prawda mamo ? - zapytał się Pattie.

Mama pokiwała mu głowa na "tak".

-No właśnie. Więc nie trać nadziei w to, że będzie dobrze. Bo na pewno kiedyś będzie - dokończył chłopak.

Luke spojrzał na Niego z zafascynowaniem. Po czym przytulił się do Justina najmocniej jak mógł.
Ten widok był cudowny, niepowtarzalny.

-Dobra, koniec tych czułości, jedziemy po Twoje rzeczy i do LA do domu - powiedział Scotter.
-No właśnie. Justin wychodzi jutro więc jedźmy po Twoje rzeczy - przytaknęłam.

Pożegnaliśmy się z Justinem i wyszliśmy z sali.
Musieliśmy wyjść tylnym wejściem, żeby nie było żadnych zgrzytów między Beliebersami.
Szanuje ich, no ale zrozumcie, że to dla dobra Justina.
Weszliśmy z Lukiem na tylne siedzenia a Scott za kierownicą.

-To gdzie jedziemy ? - zapytałam się Boy Beliebera.

Chłopak powiedział ulicę Scooterowi, a On wprowadził dane do nawigacji.

                                                                                                                            ***2h później***

-Iść z Tobą, czy dasz sobie radę sam ? - zapytałam chłopaka.
-Nie trzeba. Idę po rzeczy i jestem z powrotem - odpowiedział

                                                                                                                 ***oczami Luke'a***

Serce podchodziło mi pod gardło. Było mi niedobrze z myślą, że zaraz wejdę do tego znienawidzonego miejsca. No ale to się musiało stać, dla mojego dobra. Wyciągnięto do mnie pomocną dłoń, której nie mogłem odepchnąć. To była moja szansa....
Wyszedłem z samochodu i zacząłem iść w stronę drzwi. Z każdym krokiem robiło mi się coraz goręcej...
Zapukałem w drzwi...Nikt nie otworzył...zapukałem głośniej...Znowu nic...
Zadzwoniłem dzwonkiem...
Drzwi otworzył mi tata. Kiedy mnie zobaczył wybałuszył oczy...

-Miałeś tu już nigdy nie wracać, zapomniałeś ? ! - zapytał mnie ojciec drąc się na mnie.
-Ta jasne, wróciłem po swoje rzeczy - odpowiedziałem i wszedłem do domu.
-Po jakie rzeczy ? co Ty chcesz zrobić ?
-Wyprowadzam się stąd. Chcieliście żebym zniknął z Waszego życia, to proszę bardzo. Wasze życzenie się właśnie spełnia... - odpowiedział zobojętniałym głosem.
-Czy Ty się z gównem na rozum pozamieniałeś ?! - wydarł się na mnie.
-Ja nie, ale Ty z matką na pewno tak. Przesuń się. - rozkazałem ojcu.
-Przecież Ty sobie gówniarzu nie dasz rady - powiedział pewny siebie.
-Nie jestem sam - odpowiedziałem równie pewny siebie jak to zrobił tata.
-Daren ! Kto to ? ! - usłyszałem głos matki z salonu.
-Nasz syn przyszedł się spakować, wyprowadza się. - odpowiedział jej.
-Coooo? - zapytała zdziwiona mama.
-To samo ! dajcie mi spokój ! wyprowadzam się raz na zawsze ! - krzyknąłem i wbiegłem na górę do swojego pokoju zamykając drzwi na klucz.

Wyjąłem walizkę i zacząłem się pakować. Spakowałem ciuchy, ładowarkę od telefonu, kosmetyki (tak chłopak też ich używa :D ) i swoje zdjęcie, które stało na komodzie:


Ojciec z matką dobijali się do drzwi grożąc, że jak nie otworze, to je wyważy i wtedy będzie ze mną źle...
Przecież gorzej już być nie mogło...zabrałem ostatnie rzeczy, wziąłem bluzę z fotela, zarzuciłem ją na siebie, wziąłem walizkę i otworzyłem drzwi.

-Ja już gotowy. Możecie być tak mili i mi się przesunąć ? - zapytałem grzecznie.
-Porywasz się z tym na głęboką wodę dziecko - powiedziała mama.
-Teraz nagle się w Tobie odezwała matczyna opiekuńczość ? A gdzie ona była przez ostatnie 5 lat co ? - zapytałem nerwowo.
-Przecież wiesz, że Cię kochamy. - powiedziała znowu mama, próbując mnie powstrzymać.
-Kochacie ? hahahaha ! nie rozśmieszajcie mnie ! i dlatego, że mnie kochacie to wywaliliście mnie z domu ? proszę Was, zostawcie trochę honoru dla siebie ! jak mnie tak kochacie to po co ojciec mnie bił ciągle i zamykał mnie w domu, nie dawał jeść ani pić co ?! za taką rodzinę to ja dziękuje ! - wydarłem się i wybiegłem z pokoju...

Zbiegłem po schodach i wybiegłem wkurzony z domu. Wsiadłem szybko z walizką do samochodu i poprosiłem żeby Scooter ruszył. Zrobił to...
Odwróciłem się, a rodzice stali na podjeździe, mama płakała a ojciec coś krzyczał w moją stronę....
Spuściłem głowę i zacząłem cicho płakać...

-Nie płacz - powiedziała Emila.
-Nie płacze - odpowiedziałem i zarzuciłem kaptur na głowę.
-Przecież widzę - dręczyła mnie dalej.
-Emila, daj mi spokój, nie chcę o tym gadać - powiedziałem i odwróciłem głowę w stronę szyby...

Na zewnątrz zaczęło padać, co bardziej mnie dołowało. Nie lubię takiej pogody, tym bardziej, kiedy mam taki a nie inny humor...

-Połóż się, prześpij - powiedziała Emilka i poklepała się po kolanach...

Zrobiłem to, bo miałem dosyć myślenia o tym wszystkim...
Może sen mi dobrze zrobi...
Położyłem się na kolanach dziewczyny, zamknąłem oczy i po chwili zasnąłem....

_________________________
Mmmm....który to już ? ;>
A no tak 24 ! ; )
Jak to szybko leci !
Za tyle komentarzy i wejść, jesteście cudowni ; ** ♥
Kocham Was ! ♥
Tym razem poproszę Was o co najmniej 15 komentarzy.
Wtedy zacznę pisać kolejny rozdział ;]
No to do następnego Pyśki nie ?
Cya ; **

niedziela, 9 grudnia 2012

23. Musimy to odwołać...

Teraz, muszę żyć w ciągłej niecierpliwości...


                                                                                                                                   ***dwa tygodnie później***

Justin się wybudził jakieś 3 dni temu z czego niezmiernie się cieszę !
Tak długo czekałam żeby było dobrze, aż w końcu się doczekałam !
Dwa tygodnie temu kiedy Kenny zadzwonił do Scootera i Pattie to na następny dzień obydwoje byli już w Meksyku...
Nieoczekiwanie przyjechał też Jeremy z Jaxonem i Jazmyn...
Ucieszyłam się na widok maluchów ! Jaxon tak bardzo mi przypominał Justina.

                                                                       ***

Mój Skarb przed chwilą się obudził.

-No hej Misiek - powiedziałam do chłopaka
-No hej...a Ty ciągle u mnie siedzisz ? Nie masz innego zajęcia ? - zażartował chłopak.
-Nie nie mam... - odpowiedziałam trochę zła na Niego.
-Oj no Kotuś, przecież wiesz, że żartuję - powiedział i złapał mnie za rękę.

Ehh...te Jego czułe słówka typu Kotuś, Niunia, Myszko, Mała strasznie na mnie działały...
Po prostu od razu przestawałam być na Niego zła kiedy tak słodko do mnie mówił.
To takie kochane jest, jeżeli ukochana osoba tak się do Ciebie zwraca.

-Ehh...masz szczęście, że nie potrafie się na Ciebie wkurzać - powiedziałam z uśmiechem...
-Heh, wiem...na mnie się nikt nie umie denerwować...taki już uroczy jestem - powiedział wystawiając język.
-Krowa ma dłuższy i się nie chwali - powiedziałam i złapałam Go za język...
-No ejj... - zaczął się śmiać, a ja razem z nim...

Do sali wszedł lekarz i zaczął badać Justina...
Kiedy już to zrobił powiedział, że chłopak jutro będzie już mógł wyjść do domu...
Tak się cieszyłam, że w końcu odpoczniemy obydwoje od tego szpitala...
Pattie i dzieciaki też już są wykończone tym wszystkim.
Nie dziwię się im, cały czas czuwaliśmy nad nim...
Jaxon i Jazzy też nie chcieli odstąpić od Niego chociaż na chwilę...

-Justin, jak się tam czujesz ? - zapytał Scooter wchodząc do pokoju.
-A dobrze, obolały, ale dobrze - odpowiedział uśmiechnięty
-No to dobrze...
-Stary, a co z koncertami ? Muszę przecież dokończyć trasę chociaż w Stanach... - zapytał Justin
-Nie ma mowy ! - wrzasnęliśmy wszyscy z sali...
-No ale ja zawiodę Beliebers wtedy ! Ja dokańczam trasę !
-Justin ! Ogarnij się ! Żadnej trasy nie będzie ! Teraz to ważne jest Twoje zdrowie ! Chcesz zasłabnąć na scenie, albo na niej umrzeć ? ! To nie byłby ciekawy widok dla Nas wszystkich, uwierz...
-Emilka, ale wiesz ile Oni dla mnie znaczą ? - zapytał chłopak.
-A wiesz ile Ty dla Nas ? - zapytałam spuszczając głowę i łapiąc Go za ręke.
-No dobrze...Scooter, musimy to odwołać...chociaż miesiąc, dwa... - powiedział kierując się do Scootera
-Miesiąc ? Minimum dwa, na mniej się nie zgadzam...- powiedziałam do Scootera...
-Niechętnie, ale zgadzam się z Emilką. Ja też na mniej bym Ci nie pozwolił - poparł mnie facet.
-No ludzie...będę się czuł jak w więzieniu przy Was... - powiedział zrezygnowany.
-Jeju, Misiu, ale nie rozumiesz, że teraz będziesz musiał odpoczywać...a miesiąc nie wystarczy...
-Dobra... - powiedział znowu tym samym tonem co wcześniej - a może chociaż jakiś filmik czy coś nagram dla Nich ? - dokończył.
-Jak chcesz im coś powiedzieć to się ubierz i wyjdź przed szpital...stoi ich tam tłum - powiedziałam śmiejąc się...
-Naprawdę ? ! - zapytał podekscytowany chłopak i zaczął się ubierać...
-Ej, Ej ! Gdzie tak pędzisz Kalamisie ? Kładź się z powrotem ! - rozkazałam mu i popchnełam Jego tułów na łóżko...
-No ale...Ja chce do Nich. Chcę z nimi pogadać... - powiedział smutny.
-No to poczekaj... - powiedziałam i wyszłam z sali...

Wyszłam przed szpital, a dziewczyny zaczęły krzyczeć...
Podeszłam do 4 dziewczyn i kazałam im za mną podążać...
Domyślały się o co mi chodzi...
Kiedy weszliśmy do sali gdzie leżał Justin wpadły w euforie...
Zaczęły płakać ze szczęście, a ja nie ukrywając też to robiłam.
Cieszyłam się, że ma tak oddanych, niezastąpionych fanów.
Chłopak usiadł na łóżku i rozłożył ręcę. Był w samych bokserkach.
Dziewczyny podbiegły do Niego i zaczęły Go ściskać...
Usiadłam na parapecie i patrzyłam z zafascynowaniem na tą całą sytuację...
Justin kazał im usiąść na łóżku obok.
Zaczęli rozmawiać o tym wszystkim, o życiu...
Po chwili chłopak zwrócił się do mnie. Podeszłam i wtuliłam się w Niego...
Chłopak zaczął tłumaczyć, dlaczego tu trafił, że to dlatego, że mnie chronił.
Dziewczyny płakały z Jego idealności...
Podpisał im się na koszulkach, uściskał, pocałował Je w policzek i wyszły z sali z piskiem...
Spojrzałam na Justina wzrokiem zabójcy...

-Co to miało być ? - zapytałam "zła" :P
-Oj no Mała - powiedział chłopak tuląc się do mnie...
-Nie ma żadna Małej - powiedziałam i odsunęłam się od Niego.
-No Emilka no - powiedział chłopak robiąc podkówkę.
Ten widok mnie już przełamał :P nie mogłam dłużej :D
-Oj no co Justin - podeszłam i wpiłam się w Jego usta...
Nie krępowałam się przy wszystkich...
Jaxon i Jazmyn zaczęli bić brawo : )
To było takie słodkie !

-Poczekaj - powiedziałam i wyszłam znowu z pokoju...
Przypomniałam sobie, że gdy wyszłam przed budek, to zobaczyłam niespotykany widok...
Stał tam Belieber Boy...nie rozchodzi mi się o to, że w ogóle tam stał, tylko, że nie wstydził się, nie bał się stać tam i czekać na szczęście, które Go zaraz spotka...to jest niespotykane, ale i zarazem wyjątkowe, że chłopak nie krępuje się ujawnić, że Kocha Justina tak samo jak te wszystkie dziewczyny.
Zawołałam Go, żeby do mnie podszedł...Nie ukrywajmy, był przystojny... :P
Złapałam Go za rękę i zaczęłam prowadzić Go przez długi korytarz do Justina...
Stanęliśmy przed drzwiami, spojrzałam na Niego...

-Wiedz, że jesteś dla mnie wyjątkowy - powiedziałam i przytuliłam Go.
Chłopak odwzajemnił...

Weszliśmy do sali...a Boy Belieberowi od razu zaszkliły się oczy.
-No chodź - powiedziałam i popchnęłam Go w stronę Justina.

Justin się odwrócił, a Jego twarz od razu rozpromieniała...
-Emilka, czy to jest to o czym myślę ? - zapytał chłopak z podekscytowaniem w głosie...
Pokiwałam tylko mu głową na 'tak' ; )
Chłopak wpadł w euforie...myślałam, że będzie na odwrót...
Że to Belieber Boy będzie się tak zachowywał, ale się myliłam.
On nie wiedział co ma robić...stał jak słup soli bez języka w buzi..
Juju wstał z łóżka, podszedł do chłopaka i przytulił Go...
Chłopak się popłakał w Jego objęciach...
To był piękny widok...chłopak, który nie ukrywa uczyć...niespotykane...
Justin złapał Go za rękę...Obydwoje usiedli na jednym łóżku...
Mój chłopak zaczął wyciągać z Boy Beliebera, jak to jest...
Czy to jest akceptowane, że jest Jego fanem, że Go wielbi, kocha...
Bieber był tak tym wszystkim podekscytowany....
Podeszłam do chłopaka, położyłam mu rękę na kolanie i zapytałam jak ma na imię...
Odpowiedział mi, że Luke...miał 16 lat...
Zaczął Nam opowiadać, że nie jest akceptowany przez rodziców...
Wyrzucili Go z domu, przez to uczucie jakim wielbi Justina...
Dziwne, ale jednak prawdziwe...Nie rozumiałam jak można zrobić to swojemu dziecku...
Spojrzałam na Justina i zapytałam Go po cichu, czy Luke może z Nami "zamieszkać" do czasu kiedy to się wszystko nie wyjaśni. Póki Jego rodzice zrozumieją, że popełnili błąd...
Chłopak spojrzał się na mnie i powiedział...

_____________________
23 ! 
Przepraszam, że tak długo zwlekałem, ale myślałem jakby to napisać.
Aż w końcu naszła mnie wena i Tadaam ! ; P
Jest i kolejny . ! ♥
Jest dość dłuuugi, jak zresztą obiecałem ; **
Skomentujcie i polećcie ! ; )
Kocham Was, za to, że jeszcze się Wam mój blog nie znudził !
Do następnego ; **

środa, 5 grudnia 2012

22. Ja chce Justina, z powrotem ! !

Zamknąłem oczy.

                                                                                                  ***oczami Emilki***

Kiedy Kamil strzelił we mnie, to Justin zasłonił mnie swoim ciałem...
Upadł na ziemie, zamknął oczy i stracił przytomność...
Kenny rozprawił się z Kamilem, a ja płaczę nad ciałem Justina...
Krew brudziła całą podłogę, zdjęłam bluzkę, przyłożyłam ją do rany i uciskałam żeby nie stracił dużej ilości krwi.
Płakałam bez przerwy, a tu nagle oczy otworzył Justin i powiedział:

-Kocham Was, pamiętaj Kotku - zamykając oczy.
-Justin nie ! Nie umieraj, już dzwonie po karetkę ! - zaczęłam panikować

Wyciągnęłam numer i wybrałam 112 w telefonie.
Wytłumaczyłam co się stało, powiedzieli, że za chwilę będą na miejscu...
Do pokoju wpadli policjanci i odciągnęli mnie od krwawiącego chłopaka.
Zaczęłam się szarpać. Musiałam być teraz przy Nim. Potrzebowaliśmy siebie nawzajem.
Funkcjonariusze zaczęli ratować chłopaka udzielając mu pierwszej pomocy.
Po chwili lekarze wpadli do pokoju z noszami. Kazali się odsunąć policjantom.
Przełożyli Justina szybko z ziemi na nosze, wyszli z Nim do karetki i odjechali do szpitala.
Policjanci pytali się mnie co się stało, zaczęłam im opowiadać, ale twierdzili, że gdyby Justin poczekał na nich to nic by takiego nie było. Oni nie rozumieją ! On mnie kocha i chciał mnie uratować więc i tak by to zrobił i tak.
Wyprowadzili mnie na zewnątrz gdzie inni policjanci skuwali Kamila w kajdanki...

-Zabije Cię ! Jak mogłeś mu to zrobić ! Pożałujesz tego ! Zgnijesz w więzieniu ! - zaczęłam krzyczeć w jego stronę.
-Haha - zaśmiał się szyderczo - niech ten Twój chłoptaś zdycha, policzyliśmy się już . - dokończył.

Wsadzili go do radiowozu i odjechali.
Kenny podszedł do mnie i powiedział, że pojedziemy do szpitala gdzie zawieźli Justina...
Po chwili byliśmy już na miejscu. Na korytarzu panował wielki chaos.
Pielęgniarki i lekarze biegali w tę i z powrotem z jakimiś bandażami, ręcznikami.
Spytałam jednej z pielęgniarek gdzie jest Justin. Odpowiedziała mi, że właśnie próbują mu pomóc, 
ale nie mogą zatamować rany po pocisku.
Odwróciłam się do Kenniego i przytuliłam się do Niego.
Zaczął mnie pocieszać, że wszystko będzie dobrze, że Justin niedługo będzie obok mnie, że będziemy się jeszcze razem śmiać, że jeszcze nie raz zobaczę Jego uśmiech.
Pomagało mi to, potrzebowałam właśnie teraz wsparcia, bliskiej mi osoby.
A Kenny przez to trochę co Go poznałam jest jak mój wujek, który pomoże mi w trudnych chwilach.
Usiedliśmy na krzesłach, a ja włożyłam głowę w ręce i zaczęłam wyć jak małe dziecko...
Moje myśli się biły co do teraźniejszej sytuacji. Nie chciałam Go stracić. Kocham Go ponad życie i nie wyobrażam go sobie bez Niego !

                                                                                                                      ***pięć godzin później***

Justin został zoperowany, ale nadal walczy o życie bo pocisk przebił jego nerkę więc nie jest za wesoło.
Jestem teraz już bardziej spokojna niż wcześniej. Teraz już chociaż nie wykrwawi na śmierć.
Lekarz wyszedł od Justina z pokoju.

-Panie doktorze. Chciałam Panu bardzo podziękować, że uratował Pan mu życie - zaczęłam dziękować lekarzowi, który operował Juju.
-Nie ma za co dziękować, teraz musimy czekać, aż wybudzi się ze śpiączki. A kiedy już się obudzi, to musi bardzo dużo odpoczywać, bo śpiączka to nic miłego - wytłumaczył i uspokoił mnie lekarz.
-Rozumiem. A ile Justin może być w tej śpiączce ? - zapytałam drżącym głosem.
-Nikt tego nie wie. Może tydzień, może miesiąc, może pół roku, albo i nawet parę lat, ale nie ma się co Pani obawiać...Pan Bieber ma silny organizm więc sądzę, że góra parę tygodni i będzie po wszystkim - poinformował mnie doktor.
-Dziękuję Panu jeszcze raz za uratowanie życia Justinowi - powiedziałam i uścisnęłam mu ręke.

Po rozmowie weszłam do sali gdzie leżał tylko Justin. Kenny poprosił o to lekarzy dla bezpieczeństwa i spokoju.
Usiadłam na krześle obok Jego łóżka, złapałam za rękę i mówiłam do Niego:

-Justin wiem, że mnie słyszysz. Nie możesz zostawić mnie, dziecka, mamy, fanów i wszystkich Ci bliskich. Nie możesz. Kochają Cię bardzo i nie chcą tego, tak samo jak ja. Jesteś dla nich wszystkim.
Będzie dobrze, wierzę w to.

Do sali wszedł Kenny.

-Dzwoniłaś do Pattie albo Scootera ? - zapytał
-A skąd ja mogę mieć ich numer. Nie mam - odpowiedziałam smutna.
-To ja zadzwonię i powiem o tym Scooterowi, żeby powiedział Pattie.
-Jak chcesz - odpowiedziałam nieświadoma.

Kenny wyszedł zadzwonić.
Ścisnęłam Justina bardziej za rękę, położyłam głowę na łóżku obok Jego brzucha i patrzyłam się na Jego twarz. Była taka blada i niewinna...
Przecież On niczym nie zawinił, dlaczego pozwoliłeś żeby coś mu się stało - zaczęłam mówić do Boga, tak jakby stał obok i mnie słuchał.
Ratował mnie, nie pozwól żeby od Nas odszedł i zostawił Nas bez Niego, to byłoby najstraszniejsze co mogłoby Jego i Nas spotkać....
Nagle na telewizorku, który pokazywał tętno Justina pokazywały się co raz mniejsze kreski, aż w końcu była linia ciągła.
Zerwałam się z krzesła, wybiegłam z sali i wołałam pierwszego lepszego lekarza żeby przyszedł...
Przybiegł jeden lekarz z 3 pielęgniarkami, weszli do sali i zamknęli drzwi...
Znowu usiadłam na krześle i zaczęłam płakać...
Zabije Go jak wyjdzie z więzienia. Pożałuje, że się urodził sukinsyn.
Za co ? za co On chciał mi wyrządzić krzywdę, ale Justin mu w tym przeszkodził.
Gdyby mnie nie było to Justin by teraz nie leżał w szpitalu i byłby szczęśliwy,
ale musiałam się urodzić i spieprzyć wszystkim życie.

-Do jasnej cholery, za co Go tak pokarałeś - powiedziałam na głos i wstałam z krzesła.

Zaczęłam krążyć przed drzwiami gdzie leżał mój chłopak...
Niecierpliwiłam się z sekundy na sekundę co raz bardziej...
Czas się strasznie dłużył, a ja chciałam się znaleźć na miejscu Justina, żeby oszczędzić mu cierpienia...
Minęło tak 10 minut, a lekarze jeszcze stamtąd nie wyszli. Nie wiem co się tam dzieje, tylko słychać jakieś hałasy i nic więcej.
Nagle jedna z pielęgniarek wyszła z pokoju i podeszła do mnie.

-Proszę Pani, z panem Bieberem nie jest za dobrze, z rany sączy się krew, a serce przestaję co chwilę bić. Musimy przewieźć Go na OIOM, tam będzie pod czujniejszym okiem lekarzy... - poinformowała mnie.
-Boże - powiedziałam sama do siebie i usiadłam, tym razem na ziemi...
Nie obchodziło mnie już nic. Najważniejsze teraz było życie Justina, nie moje zdrowie.
W dupie z moim życiem ! Ja chce Justina, z powrotem !
Z sali wyjechali lekarze z chłopakiem ciągle Go inhalując...
Wstałam szybko z ziemi i szłam, a raczej biegłam za Nimi...
Jedna z pielęgniarek zatrzymała mnie i nie pozwoliła mi wejść na OIOM.
Muszę się teraz liczyć z tym, że mnie tam za nic nie wpuszczą !
Teraz, muszę żyć w ciągłej niecierpliwości...

________________________________
No i jest 22 ! . ; )
Niestety ten musi być krótszy żeby następny mógł być dłuższy :P
Takie są reguły moi drodzy ; **
Teraz proszę Was o co najmniej 10 komentarzy.
Wtedy zaczynam pisać 23 rozdział ; )
I nie piszcie kilku pod rząd bo to nie ładnie ! :P
A i ten...chce Was zaprosić na bloga mojej 'Córki' ^ ^
Jest to również opowiadanie o Justinie ; )
Link znajdziecie tutaj <---- ; )
Kocham Was i dziękuje, że jesteście ! ♥